Ciągło nas na ryby już od paru ładnych dni, a że lód na naszym stawie jest dobry, to mimo paskudnej pogody postanowiliśmy pierwszy dzień nowego roku powitać właśnie po wędkarsku.
Niestety aura cały dzień dawała solidne podstawy do tego, by się martwic, czy aby czasem nasza dzisiejsza wyprawa nie będzie pierwszą, a zarazem ostatnią podlodową w tym sezonie. Szkoda by było, tym bardziej, że dzisiejsze połowy narobiły nam wielkich apetytów. Na mormyszce sekretarza naszego zarządu bez przerwy meldowały się płotki, od maleńkich po średnie, a od czasu do czasu nawet całkiem przyzwoite. Przerywnikiem w wyjątkowo licznym, płociowym drobiazgu były okonki oraz pojedyncze leszczyki i szczupaki. I to wszystko bez jakiegoś specjalnego nęcenia, czy szukania miejscówki! Ot, po prosu pierwsza lepsza dziura i już. Nawet deszcz i porywy wiatru nie były w stanie zepsuć zabawy! Oby tylko natura przypomniała sobie, że mamy dopiero początek stycznia i wypada jeszcze solidnie pomrozić!