PRZY ZMIENNEJ AURZE
Pewną już tradycją stało się, że pierwsze w roku zawody, jakie organizujemy na naszym stawie rozgrywamy przy paskudnej, a w najlepszym razie zmiennej aurze. Tak też niestety było w ostatnią niedzielę, 24 marca. Niby nawet przysłowie mówi, że „w marcu, jak w garncu”, ale trochę szkoda, tym bardziej, gdy na starcie staje prawie pięćdziesiąt osób (w tym siedmioro juniorów). Chętnych było jeszcze więcej, ale cóż, stawu nie powiększymy.
Pogoda chyba wpłynęła też na ryby. Raz słońce, za chwilę śnieg, potem znów słoneczna chwila, a za moment znów deszcz ze śniegiem i tak w kółko. No i do tego dość mocny wiatr. Wszystko to spowodowało, że ryba wyraźnie się pogrupowała, więc choć generalnie żerowała dobrze, to trzeba było też dobrze wylosować i do tego jeszcze wstrzelić się z metodą połowu. Nie każdemu się udało.
Sektor od strony drogi był jakby podzielony nie widzialną barierą na pół. Część bliżej cypla to po prostu mizeria, a najlepszy wynik osiągnięto raczej nie zbyt dużym leszczem. Od środka w stronę początku stawu to co innego. Za magiczną granicą złowienie trzech karpi oznaczało, że po prostu nie będzie zera. Konkretne wyniki zaczynały się od karpi czterech, okraszonych linami i karasiami. Tu, wśród łowiących metodą feeder o laur zwycięstwa najskuteczniej walczyli Piotr Półtorak, Leszek Sporek i Adam Kaczmarczyk.
Od strony pół, gdzie łowili juniorzy i spławikowcy było nieco inaczej. Rybę też należało znaleźć a nie każdy sobie dał z tym radę, więc i tu parę zer, czy pojedynczych płotek było. Generalnie jednak tak wyraźnego podziału łowiska, jak od strony drogi nie dało się zauważyć. Prawie każdy coś tam połowił, jeden mniej, drugi więcej, choć wśród tych, co połowili więcej znalazł się taki, w stosunku do którego właściwszym było by użycie zwrotu „gigantycznie więcej”! Mowa o Marku Kolasie, którego siatkę z rybami wyciągały z wody dwie osoby, bo w pojedynkę po prostu nie dało się tego zrobić! Ryby ważyć też trzeba było na dwa razy! Piętnaście karpi, do tego leszcz i lin dały łącznie niemal trzydzieści dwa kilogramy, co przejdzie do historii chyba nie tylko podhalańskiego wędkarstwa! Przy tym dwucyfrowe wyniki innych zawodników choć nie wątpliwie też zacne wyglądały raczej mizernie. Uwagę przyciągał również połów Kamila Kajdy, którego siatka wypełniona pięknymi, złotymi karasiami, linami i leszczami stanowiła naprawdę wspaniały, niesamowity widok. Wśród spławikowców, po Marku najlepiej wypadli Andrzej Mostowik i właśnie wspomniany już Kamil Kajda.
Jeśli idzie o juniorów, to wszystkich młodych adeptów wędkarstwa prawie sześcio kilogramowym wynikiem rozgromił Piotr Waliczek.
Opublikuj komentarz